Dzień jak co dzień...
Pewien wiosenny dzień... Twoja bliska osoba idzie na badania, które robi profilaktycznie co jakiś czas po pozbyciu się "przyjaciela". Dowiaduje się że coś wycięli ale trzeba czekać na wyniki... Mijają dni, a Ty żyjesz w niepewności... Aż w końcu... Dzwonią, są! Jedziesz i czytasz "naciek", ale chwila... Nie jest rakowy... Uf. Ulga. Idziesz do lekarza, mówi to samo, ale ze jednak trzeba będzie to wyciąć... dla bezpieczeństwa, jednak ze nie trzeba się spieszyć... Więc czekasz tyle ile mówi... Zgłaszasz się do szpitala, szybki zabieg i do domu... Święta za pasem więc trzebs załatwić to jak najszybciej. Jednak robią badanie i okazuje się że niespodzianka.... Badanie robione wiosna zostało źle pobrane.... Naciek jest rakowy... Ba! Jest to tak rak.... Rak zlosliwy... Zrobił przerzuty na pobliskie narządy . Trzeba szybko operować. Jednak muszą porobić jeszcze kilka badań, trzeba odczekać tydzień.. Dni mijają wolno, wszyscy myślą dookoło co to będzie... Święta... Kto je ma ten ma... Ty zastanawiasz się jak je przetrwać gdy bliska osoba oczekuje operacji. Sylwester? Inni się bawią, a Ty płaczesz pod sala i patrzysz jak Twoja bliska osoba cierpi po operacji która trwała kilka godzin, lekarze powiedzieli że była ciężka i 2doby będą decydujące. Proszę przyjść pytać wtedy co i jak... Patrzysz jak Twoja najbliższa osoba cierpi. Widzisz jej ból i zastanawiasz się co będzie dalej.... Zastanawiasz się, czy tym razem się uda. Zastanawiasz się dlaczego tak się stało... Dlaczego pół roku wcześniej nie powiedzieli że to to, może wtedy by nie było jeszcze takiego czegoś? Może naciek by nie dostał się tam gdzie się dostał. Mijają dni, tydzień, dwa. Bliska osoba ma się lepiej, może wyjść do domu, ale ciągle coś. Ciągle coś jest nie tak. Gdy robi się lepiej cieszysz się, że lekarze mówią że oni zrobili wszystko o mogli, wycięli wszystko co trzeba było, wcześniej mówili przerzutów odległych nie ma... A teraz? Nie wiedzą... Trzeba sprawdzić. I kolejne dni do badania, które Ci się przelewają przez palce... Czekasz na badanie... Boisz się wyniku, boisz się co będzie... A musisz być twarda osoba, żeby móc wspierać ukochana Ci osobę. Mimo że nocami płaczesz w poduszkę gdy nikt nie widzi, codziennie nakładasz uśmiech, zastanawiasz się co będzie za tydzień czy dwa... Zastanawiasz się jak pójdzie badanie do którego zostało kilka dni. Zastanawiasz się co wyjdzie, jak następnie zniesiesz leczenie najbliższej osoby Twojego serca. Jak pogodzisz to wszystko... Niby masz nadzieję, a z drugiej strony jej wgl nie masz. Niby chcesz wierzyć, a jednak wszystkie znaki dają Ci do zrozumienia ze może być różnie. I mimo, że osoba trzyma się dobrze, nie narzeka na nic, mówi że nic nie boli.. Ty się boisz. W końcu tyle czasu była twarda. Mimo że nosiła tego SK.rwysyna w sobie, nie narzekała. Nie mówiła że coś boli, tylko pracowała, funkcjonowała i była w biegu....
Dlaczego to pisze? Zeby wyrazić emocje. Żeby jakoś przetrwać, żeby usniezyc ból.